Czucie jest wszystkim. Nie możesz poznać obecności BOGA, dopóki nie poczujesz Jego MIŁOŚCI.
Beata Socha
Odkąd pamiętam, płynąc przez życie, zawsze przyświecało mi pytanie: O co w tym życiu naprawdę chodzi? Jakie jest jego prawdziwe znaczenie?
W procesie własnej transformacji, wnikliwie analizując, przeczytałam niezliczoną liczbę książek, zgłębiałam wiedzę innych kultur, badałam inne wierzenia, religie, filozofie oraz aspekt duchowości, przejawiający się w pozostałych dziedzinach nauki (w biologii, w fizyce itd.).
Wszystkie, wspaniałe skarby literatury duchowej są narzędziem, które pomaga nam odkrywać siebie samych i tak właśnie je traktowałam – jako swoisty DROGOWSKAZ. Ów, merytoryczne treści, pomagały mi lepiej podążać, w kierunku własnego WNĘTRZA.
Wszystkie te źródła, w różnorodny sposób, koncentrowały się ostatecznie na jednej prawdzie, iż „Nie jesteśmy tym, kim myślimy, że jesteśmy”, gdyż znajdujemy się w pułapce własnego, percepcyjnego umysłu.
Fizyka kwantowa wykazała, że świat fizyczny objawia się jako reakcja na jego obserwację, co w ujęciu duchowym oznacza, iż rzeczywistość może być przez nas świadomie kreowana. Za pomocą właściwie skoncentrowanej myśli sami, tak naprawdę, mamy możliwość doświadczania naszego świata. Pomyślałam wówczas „WOW, jakie to niesamowite”, a zaraz potem skonkludował się w mojej głowie oczywisty wniosek: „JESTEŚMY NIEŚWIADOMYMI STWÓRCAMI, DOŚWIADCZAJĄCYMI WŁASNEGO TWORZENIA”. W tamtym momencie jednak, nikogo więcej z mojego otoczenia, ta wiedza specjalnie nie zaintrygowała.
Przy takich odkryciach nawet realistom (hołdującym „dziełu przypadku”), trudno jest się obronić. Ciężko jest bowiem kłócić się z Królową Nauką, która to właśnie (w tych przełomowych czasach) łączy się z duchowością, potwierdzając praktycznie jednoznacznie, istnienie ukrytego Projektanta (w temacie którego padło tak wiele, niepotrzebnych „szermierek słownych”)
Im bardziej czułam w swym wnętrzu te wnioski, tym mocniej pragnęłam doświadczać Prawdy, a nie tylko o niej czytać.
Słynna, złota myśl: „Szarość jest kolorem teorii, zieleń natomiast kolorem drzewa życia”, zawsze mnie dogłębnie intrygowała. Obecnie mam już niepodważalne potwierdzenie, jak bardzo jest ona rzeczywista i głęboka.
Proces poszukiwania prawdy o swoim wnętrzu trwał u mnie (pewnie wiele osób też tak ma) stosunkowo długo. Byłam ciągle i ciągle poszukująca, nienasycona wiedzą, sfrustrowana, cały czas zamknięta w umysłowej klatce, w wyobrażeniach na temat Prawdy i jej Wolności.
Im bardziej stawało się to nieznośne, tym bardziej zaczynałam zdawać sobie sprawę z oczywistej rzeczy: moja uwaga, zazwyczaj, skierowana była na zewnątrz, zamiast do wewnątrz, a główną przyczyną tego stanu był brak konsekwencji w praktykowaniu. ZAPAMIĘTAJ KONIECZNIE! teoria, tak naprawdę jest niczym, dopóki nie zostanie ona wprowadzona, w sposób świadomy, w Twoje życie.
I tak oto, dzięki temu prostemu olśnieniu (które, w sumie, wykluło się z mojego cierpienia), stawałam się sukcesywnie, dzień za dniem, coraz bardziej doświadczająca, niż teoretyzująca. W głębokim SAMOPOZNANIU zidentyfikowałam w końcu, a następnie i „rozpuściłam”, własne wzorce mentalne i emocjonalne. W następstwie tego natomiast, niemal naturalnie, pojawiło się z kolei uwolnienie i wgląd duchowy, przynosząc nowe inspiracje, „świeżość w myśleniu” oraz uczucie uniesienia. Dziś mogę świadomie powiedzieć, iż czuje się w pełni zintegrowana, pogodzona z każdą stroną siebie samej. Nie tracę już energii, nie zbaczam z tej drogi – powoduje to nie tylko ogromne szczęście, lecz także, a może i przede wszystkim, świadomość celowości każdego mojego dnia.
Tę skróconą historię mojej transformacji napisałam tylko dlatego, że być może i Ty czytelniku stoisz obecnie na rozdrożu, poszukujesz i nie wiesz (podobnie jak ja kiedyś), w którą stronę pójść? Być może zastanawiasz się właśnie, dlaczego żadna kolejna metoda, religia, czy filozofia nie zadziałały? A znaczy to tylko tyle, albo aż tyle, iż umysł nadal determinuje Twoje życie i jest to jego iluzyjna pułapka, w której Ty cały czas tkwisz. Twój wewnętrzny narrator (prowadzący ciągły monolog), również wydaje się bardzo wiarygodny, przekonując Cię nieustanie, że nie ma innego wymiaru doświadczania ponad ten, który on sam Ci narzuca. Że oglądanie świata, przez umysłowy pryzmat, stanowi swoistą prawidłowość.
Stan takiego, „duchowego zastoju”, może trwać i trwać. Jeśli czujesz się z tym komfortowo, to ok, widocznie jeszcze nie nadszedł Twój czas. Jednakże jeśli tak nie jest, to pomóc Ci może jedynie silne pragnienie wyrwania się z tej iluzji.
Nierzadko, silne pragnienie, wyłania się nijako z cierpienia, które towarzyszy naszemu życiu (u mnie właśnie tak było). Jakby się nad tym głębiej zastanowić, to właśnie cierpienie, najczęściej, decyduje o rozpoczęciu przez nas jakiejś drogi, uruchomieniu jakiejś zmiany, stając się dla nas swoistym „zbawieniem”.
W tym miejscu zmotywuję Cię jeszcze bardziej, Drogi Czytelniku, obrazując Ci jak cudowna przygoda/nagroda czeka każdego, kto zdecyduje się „wskoczyć” w tę Cudowną Przestrzeń, istniejącą w Sercu, poza zniewolonym umysłem.
Kontynuując dalej wcześniejszy wątek duchowego zastoju, aby ten stan odmienić, powinieneś zdecydowanie przejść z UMYSŁU do SERCA. Uskutecznia to właśnie konsekwentna (nie sporadyczna) praktyka. Naturalną zaś konsekwencją tego będzie ustanie wewnętrznego monologu, który nieustannie i nieświadomie, sam ze sobą, prowadzisz. Z czasem wyłoni się też nowa, obejmująca Cię przestrzeń – Miłującej Obecności – w której poczujesz się naprawdę, jak we własnym domu, za którym tęskniłeś, przez całe swoje życie.
W tym stanie BYCIA/TRWANIA, nic innego dla Ciebie nie będzie miało znaczenia. Znaczenie, czemukolwiek, nadaje jedynie umysł, a Ty dzięki omawianej aktywności nie będziesz już teraz w umyśle, a w SERCU, w którym po prostu istnieje Obecność Miłości. Obecność, która jest nieuwarunkowaną Świadomością wszystkiego, a która swą niewidzialną, czystą wibracją, kocha wszystko co ją otacza. Ta niewidzialna, a jedynie odczuwalna Miłość, jest spoiwem łączącym całe stworzenie w JEDNIĘ.
Miłująca Świadomość nie osądza niczego, ponieważ wie, iż osądzając cokolwiek, osądzałaby samą siebie – pojmuje, że przecież ONA już jest całością. Miłująca Świadomość wie, że jeśli niedomaga jakaś jej część, to tak jakby niedomagała całość, dlatego tę niedomagającą część, z „całych sił” wspiera swoją Miłością.
Miłująca Obecność w Tobie jest czuła, jest tak delikatna, że nie sposób się w Niej nie zakochać. Czasami nawet możesz odczuwać, że nie zasługujesz na Jej czułą miłość, gdyż nie zawsze bywałeś dobrym człowiekiem, niemniej zazwyczaj, niemal równocześnie pojawia się w Sercu uczucie, że dla Miłującej Obecności nie ma to znaczenia. Ona jest poza umysłem, a to przecież umysł osądza, nadając wszystkiemu znaczenie. W takim TRWANIU zaczynasz się czuć coraz przyjemniej, czas jakby się zatrzymuje, a dryfujący umysł wyłącza się. Nagle odczuwasz Wieczność. W tym stanie „bezczasu” nie ma przyszłości ani przeszłości. Odprężasz się, jesteś tylko Ty, jako czuwająca Obecność. Dookoła Ciebie „wibruje” cicha, spokojna, Miłująca przestrzeń. Odczuwasz głęboki Spokój, nie pragnąc niczego, bo po coż? Przecież w tym momencie (ponieważ innego nie ma) nie masz żadnych potrzeb, odczuwasz całkowitą kompletność. Jesteś tylko Świadkiem otaczającego Cię życia. Czujesz Wolność, a w niej Pasję do Tworzenia.
Myślę, że udało mi się dość trafnie, ubrać w koncepcję tę cudowną przestrzeń, która jest przecież niekonceptualna, a zarazem i pomóc TOBIE, DROGI CZYTELNIKU, choć trochę dotknąć wymiaru, który jest naszym wspólnym DOMEM. Domem, w rozumieniu bezkresu Świadomości, stanowiącym Źródło wszelkiego Życia.
WIDZENIE, które z czasem wyłania się w każdym z nas, nie jest czymś wyuczonym. Jest naturalną konsekwencją systematycznej pracy z własnym wnętrzem, a ponadto przynosi świadomość, że mimo pozornego, mentalnego/zewnętrznego chaosu, w zaciszu SERCA istnieje pewien ład, który niemalże bezbłędnie wskazuje nam drogę, do naszej Prawdziwej Natury.
Na tej drodze oczywiście nadal, od czasu do czasu, ścieramy się jeszcze z mentalnymi nawykami, ale dzięki tej ŚWIADOMOŚCI istnienia cudownej przestrzeni SERCA, jest już nam znacznie łatwiej je rozpuszczać.
Tak więc SAMOPOZNANIE, to swoista, Duchowa Ewolucja, która znacznie poszerza spektrum naszej Świadomości oraz Wrażliwości, wznosząc nas na Wyższą Perspektywę Postrzegania.
Odczuwam to wyraźnie, jako rozwijającą się, Wewnętrzną Przestrzeń, która zachęca nas, by poruszać się po Jej Cudownej Zawartości.
Przestrzeń ta staje się coraz bardziej jasna i czytelna, mimo iż znajduje się Ona poza naszym pojmowaniem i jest trudna do zdefiniowana, przy zasobie słów, który posiadamy. Można Jej jednak głęboko doświadczać, czerpiąc od Niej wytchnienie, inspirację, poczucie Duchowej Wolności, które są równoznaczne Bezwarunkowej Miłości.
Żyjemy obecnie w przełomowym czasie, w którym otwiera się przed nami nowe Pole Świadomości. Coraz więcej ludzi zaczyna odczuwać gotowość do dzielenia się tą Przestrzenią oraz jej zawartością. Taka aktywność pomaga nam łagodnie przejść z Umysłu, do Serca, a także doznawać Prawdziwej Esencji Siebie, jako Wyjątkowej Ekspresji Boga.
Duchowa ewolucja:
- nie ma tak naprawdę końca, gdyż jesteśmy w ciągłym procesie i to jest podniecająco piękne,
- to ciągłe poznawanie siebie,
- to zmieniająca się percepcja, względem odbioru rzeczywistości,
- to Wznosząca się Świadomość, z której wyłania się ogromne pragnienie służenia innym, by mogli oni pomagać sobie samym.
Beata Socha